Home > Author > Bruno Schulz

Bruno Schulz QUOTES

70 " U julu je moj otac odlazio u banju i ostavljao me s majkom i starijim bratom na milost i nemilost letnjih dana belih od žege i onesvešćujućih. Prevrtali smo, ošamućeni svetlom, tu veliku knjigu raspusta, čiji su svi listovi goreli sjajem i imali na dnu opojno slatko meso zlatnih krušaka.

Adela se vraćala u svetla jutra, kao Pomona iz vatre užarenog dana, prosipajući iz kotarice šarenu lepotu sunca – sjajne trešnje, pune vode ispod prozračne kožice, crne višnje, čiji je miris prelazio ono što se ostvarivalo u ukusu; kajsije, u čijem se zlatnom mesu nalazila srž dugih popodneva; a pored te čiste poezije voća istovarivala je komađe mesa sa klavijaturom telećih rebara nabreklih snagom i hranljivošću, alge povrća, kao ubijene sepije i meduze – sirovi materijal ručka sa još neformiranim i jalovim ukusom, vegetativne i zemaljske primese koje su mirisale divljinom i poljem.

Kroz tamni stan na prvom spratu zidane zgrade na trgu svaki dan je skroz prolazilo leto: tišina drhtavih vazdušnih slojeva, kvadrati svetla koji su na podu snivali svoj strasni san; melodija vergla izvučena iz najdublje zlatne žile dana; dva-tri takta refrena, koji je, sviran negde na klaviru, stalno iznova, malaksavao na suncu na belim pločicama, izgubljen u vatri dubokog dana. Pospremivši, Adela je pravila hlad u sobama navlačeći platnene zavese. Tada su se boje spuštale za oktavu dublje, senka je ispunjavala sobu, kao utonulu u svetlost morske dubine, ogledajući se još mutnije u zelenim zrcalima, a sva žega dana se odmarala na zavesama koje su se lako talasale od sanjarija podnevnih sati.

Subotom popodne izlazio sam s majkom u šetnju. Iz polumraka trema ulazilo se odmah u sunčano kupanje dana. Prolaznici, hodajući u zlatu, imali su oči sužene od žege, kao slepljene medom, a malo podignuta gornja usna otkrivala im je desni i zube. I svi koji su hodali tog zlaćanog dana imali su tu grimasu žege, kao da je sunce svim svojim pristalicama bilo stavilo istu masku – zlatnu masku sunčanog bratstva, i svi, koji su danas išli ulicama, susreli su se, mimoilazili, stari i mladi, deca i žene, pozdravljali su se u prolazu tom maskom, naslikanom debelom, zlatnom bojom na licu, kezili su se jedni na druge tom bahantskom grimasom – varvarskom maskom paganskog kulta. "

Bruno Schulz , The Street of Crocodiles

71 " Ale przede mną leżała jeszcze przyszłość. Jakiż bezmiar doświadczeń, eksperymentów, odkryć otwierał się teraz! Sekret życia, jego najistotniejsza tajemnica, sprowadzona do tej prostszej, poręczniejszej i zabawkowej formy, odsłaniała się tu nienasyconej ciekawości. Było to nad wyraz interesujące, mieć na własność taką odrobinkę życia, taką cząstkę wieczystej tajemnicy, w postaci tak zabawnej i nowej, budzącej nieskończoną ciekawość i respekt sekretny swą obcością, niespodzianą transpozycją tego samego wątku życia, który w nas był, na formę od naszej odmienną, zwierzęcą.
Zwierzęta! Cel nienasyconej ciekawości, egzemplifikację zagadki życia, jakby stworzone po to, by człowiekowi pokazać człowieka, rozkładając jego bogactwo i komplikacje na tysiąc kalejdoskopowych możliwości, każdą doprowadzoną do jakiegoś paradoksalnego krańca, do jakiejś wybujałości pełnej charakteru. Nie obciążone splotem egotycznych interesów, mącących stosunki międzyludzkie, otwierało się serce pełne sympatii dla obcych emanacyj wiecznego życia, pełne miłosnej, współpracującej ciekawości, która była zamaskowanym głodem samopoznania.
Piesek był aksamitny, ciepły i pulsujący małym, pośpiesznym sercem. Miał dwa miękkie płatki uszu, niebieskie, mętne oczka, różowy pyszczek, do którego można było włożyć palec bez żadnego niebezpieczeństwa, łapki delikatne i niewinne, z wzruszającą, różową brodaweczką z tyłu nad stopami przednich nóg. Właził nimi do miski z mlekiem, żarłoczny i niecierpliwy, chłepcący napój różowym języczkiem, ażeby po nasyceniu się podnieść żałośnie małą mordkę z kroplą mleka na brodzie i wycofywać się niedołężnie z kąpieli mlecznej.
Chód jego był niezgrabnym toczeniem się, bokiem na ukos w niezdecydowanym kierunku, po linii trochę pijanej i chwiejnej. Dominantą jego nastroju była jakaś nieokreślona i zasadnicza żałość, sieroctwo i bezradność – niezdolność do zapełnienia czymś pustki życia pomiędzy sensacjami posiłków. Objawiało się to bezplanowością i niekonsekwencją ruchów, irracjonalnymi napadami nostalgii z żałosnym skomleniem i niemożnością znalezienia sobie miejsca. Nawet jeszcze w głębi snu, w którym potrzebę oparcia się i przytulenia zaspokajać musiał, używając do tego własnej swojej osoby, zwiniętej w kłębek drżący – towarzyszyło mu poczucie osamotnienia i bezdomności. Ach, życie – młode i wątłe życie, wypuszczone z zaufanej ciemności, z przytulnego ciepła łona macierzystego w wielki i obcy, świetlany świat, jakże kurczy się ono i cofa, jak wzdraga się zaakceptować tę imprezę, którą mu proponują – pełne awersji i zniechęcenia!
Lecz z wolna mały Nemrod (otrzymał był to dumne i wojownicze imię) zaczyna smakować w życiu. Wyłączne opanowanie obrazem macierzystej prajedni ustępuje urokowi wielości.
Świat zaczyna nań zastawiać swe pułapki: nieznany a czarujący smak różnych pokarmów, czworobok porannego słońca na podłodze, na którym tak dobrze jest położyć się, ruchy własnych członków, własne łapki, ogonek, figlarnie wyzywający do zabawy z samym sobą, pieszczoty ręki ludzkiej, pod którymi z wolna dojrzewa pewna swawolność, wesołość rozpierająca ciało i rodząca potrzebę zgoła nowych, gwałtownych i ryzykownych ruchów – wszystko to przekupuje, przekonywa i zachęca do przyjęcia, do pogodzenia się z eksperymentem życia.
I jeszcze jedno. Nemrod zaczyna rozumieć, że to, co mu się tu podsuwa, mimo pozorów nowości jest w gruncie rzeczy czymś, co już było – było wiele razy – nieskończenie wiele razy. Jego ciało poznaje sytuacje, wrażenia i przedmioty. W gruncie rzeczy to wszystko nie dziwi go zbytnio. W obliczu każdej nowej sytuacji daje nura w swoją pamięć, w głęboką pamięć ciała, i szuka omackiem, gorączkowo – i bywa, że znajduje w sobie odpowiednią reakcję już gotową: mądrość pokoleń, złożoną w jego plazmie, w jego nerwach. "

Bruno Schulz , The Street of Crocodiles